Wczoraj jakieś coś (chyba kobieta) , zaproponowało mi portret Kaczyńskiego. Pomijając fakt wyglądu tego "czegoś", chociaż w zasadzie nie powinien być pominięty, bo to wiele mowi o wyborcach PiS. Po co mi taki portret? Może , jak mówiła jedna z jego wyznawczyń, można powiesić go na ścianie? A może oprawić w ramki i jak do bóstwa sie modlić? Nie rozwikłam tego nigdy. I nie dlatego , że za trudne, ale dlatego, że mi się nie chce. Pomysły paranoiczne, dla zwykłego człowieka niezrozumiałe. Idąc dalej ulicą , zastanawiałam się , czy gdybym wzięła od niej kilka lub więcej portretów wodza, to mniejszej ilości ludzi zawracałaby głowę? Niestety, takie zachowania jak jej i jej podobnych, kojarzą mi się zawsze i niezmiennie z ciemnogrodem ciemnogrodu. I to w Warszawie? Ciągle zapominam , że egzystuje tu większa liczba przyjezdnych niż rodowitych warszawiaków. Tylko dlaczego większość tych przyjezdnych cierpi na chroniczny brak mózgu? No, może nie na brak, ale na brak umiejętności wykorzystywania go do myślenia? I, żeby było ciekawiej, wszyscy ci "wyznawcy", są podobno katolikami. Ale na wiecu Palikota z jednej , a Kaczyńskiego z drugiej strony, ktoś rzucił kamieniem w tego pierwszego. Chyba nie muszę już nic więcej mówić.
Jak, wobec takiego elektoratu, mam uwierzyć w dobre intencje Kaczyńskiego?
Zamordyzmu boję się najbardziej.
W dobre intencje nie wierzę ( bo jak mówi przysłowie:Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.)
Ale wierzę w zdrowy rozsądek Polaków.
Jakoś to będzie kochani, jakoś to będzie.
Napisane w sobotę,19.06.2010 roku. godzina 08.49
Głupota nie wybiera, kochana, wali jednakowo Warszawiaków i przyjezdnych. Ze strony Warszawiaków rodowitych miałam takie teksty, że Freud razen z Youngiem pod stół się schowali i własne czapki zjedli.
OdpowiedzUsuńWażne, co pod czerepem i co w klatce piersiowej, a nie to, gdzie się kto urodził.
Sam rodowód warszawski jeszcze za mądrość nie wystarczy!
"Tyż prowda". Ala moja rodzina od bardzo dawna osiadła w Warszawie. Zawsze edukowała swoje dzieci, bo to najważniejsze. Różne były jej(rodziny) losy. Ale ciągle TU jesteśmy.
OdpowiedzUsuń