Większość zdjęć jest moją własnością, chcesz je wykorzystać, spytaj! Kilka zdjęć z internetu.

niedziela, 23 maja 2010

Nie wiem. Może"codzienność" a może "samo życie"? ***

Nie wiem jaki będzie tytuł.
Powódź! Ostatnia rzecz jakiej ktokolwiek pragnie. E tam , nikt i nigdy nie pragnie. Ale jest obecna. W tym roku nawiedziła nasz kraj. Nie pierwszy to i nie ostatni raz. Piękna i groźna wizualnie. Niszcząca i niepotrzebna według poszkodowanych.  Ale według estetów, piekna i fascynująca. Nieposkromiona siła natury. Czasami konieczna, bo robi porządek. Przydałaby się w sejmie. Dlaczego ciągle do niego nie wraca Leszek Balcerowicz, tak po chamsku wyrzucony przez Leppera? Dlaczego Polska słucha kmiota a nie osoby , która wie co mówi?  Polska beztroska? Ile jeszcze? Kiedyś , można było przejść po łachach piaskowych w Płocku, do połowy Wisły. Teraz już nie. Tama we Włocławku takie spacery uniemożliwiła.  Moim zdaniem , zupełnie niepotrzebna inwestycja. Przez nią, wiele lat temu ,w czasie trwania stanu wojennego , wylała Wisła, "dzięki" tej tamie zostało zalane Radziwie (obecnie dzielnica Płocka). Komuna górą!!!! W takich sytuacjach przypominają mi się różne  rzeczy. Stare sprawy. Wyłączono komunikację wszelaką, telefoniczną też (karygodny rok 1981).Nikt nie ostrzegł ludzi , że będzie powódź. Instytut Hydrologiczno- meteorologiczny  wiedział, ale nie było możliwości przekazania informacji.
Czysta paranoja. Zawracanie głowy. Czyli, branie się za sprawy niewykonalne. Ale dziś?
Dziś, nie ma stanu wojennego.No  nie ma.  Ale powodzie ciągle się zdarzają.Rzeki mają to do siebie, że potrafią "wylać"
To wspominki takie były, poparte niestety rzeczywistością.
Powodzianie, trzymajcie się i nie traćcie ducha. Bo państo pewnie niewiele Wam da, ale ludzie i owszem. Jak zwykle.
Jakoś to będzie.

czwartek, 20 maja 2010

Niespodzianka!!!

"Kupiono mi" dziś nową książkę kucharską. Tytuł: "Klasztorne specjały". Książka należy do tych, które najbardziej lubię, przegadanych.  Muszę to przeczytać, a jest co. Już widzę, że są to przepisy stare ale i unowocześnione. To jest to "co tygrysy lubią najbardziej". Już wiem, że drugi egzemplarz pojedzie do Kanady.(W Kanadzie, od kilkudziesięciu lat, mieszka rodzina mojego męża.).
Aha, mąż znajomej , po powtórnej operacji, czuje się dobrze. Poczekamy jakie będą wyniki badań i  z jakim skutkiem przeprowadzono tę operację.

Dodano 20,05.2010r. godzina 21.25, czwartek

środa, 19 maja 2010

Trochę zabawy.

Czy ktokolwiek z Was lubi się bawić gotowaniem? Ja lubię.

Pytałeś mnie Adasiu o sos do drobiu, a właściwie do kurczaka. Są ich tysiące , jak sądzę. Wszystko zależy od tego, co kto lubi. Kurczak jaki jest, każdy widzi. Kadłubek, skrzydełka i nóżki. No i oczywiście piersi z kurczaka też, po sprawieniu (ale zwrot). Ja tam kurczaka "rozbieram".Tego zwrotu używała moja teściowa.
W moim rodzinnym domu bardzo dobrze gotowała moja babcia i mój ojciec. Babcia umarła stanowczo za wcześnie. Zapamietałam potrawy, ale przepisu żadnego. Wtedy jeszcze nie interesowałam się gotowaniem. Robiła genialną rybę faszerowaną "po żydowsku". Cała dorosła rodzina jęczała z zachwytu i żarła tę rybę.

Ale do rzeczy.

Najprostszym sosem do drobiu na zimno może być chrzan z galaretką porzeczkową. Rodzaj porzeczek zależy od Twoich upodobań. Słoiczek (mały, są takie , połówka dużego) galaretki i łyżeczka chrzanu(dobrego). Ilość chrzanu zależy też od Ciebie. Jeśli galaretki więcej to i chrzanu. Niestety musisz się przyłożyć i sam sobie dobrać proporcje. Pomału sie nauczysz. Zaczynaj tylko od niewielkich ilośći. Uda się.

Ogólnie zasada jest taka, że jesz to co lubisz.

Do kurczaka nadają się wszystkie, nieco kwaśne, owoce. Kurczaka piekłam już z: jabłkami, mandarynkami, pomarańczami, śliwkami, morelami i czym tam jeszcze.Teraz mi przyszło do głowy że mogą być też brzoskwinie. Chodzi o to by urozmaicić jego mdły smak, stąd dodatki dość wyraziste smakowo.Śmieszne jest to, że te dodatki nadają się również do innych mięs .
Kurczaka przyprawiam na ostro-paprykowo, bez majeranku.

A teraz podam przepis na "skrzydełka w sosie słodko kwaśnym".
Około kilogram skrzydełek z kurczaka.
Każde skrzydełko dzielimy na trzy części. Trzecią, najmniejszą wyrzucamy. Resztę zalewamy wodą, dodajemy trochę vegety lub jarzynki i gotujemy. W tym czasie robimy sos. Najistotniejszą rzecz w tej potrawie.
Sos: Słoik miodu (ok 400 gram), może być nieco mniej, miód najlepszy lipowy lub akacjowy.
Tarta skórka cytrynowa - ok 2 łyżek
chili- łyżeczka do kawy(wyjatkowo, w pozostałej części przepisu mianem łyżeczki określam łyżeczkę od herbaty)
lepsza jest ostra papryka, wtedy 1 łyżeczka (herbaciana) lub więcej
papryka słodka ok. 3 łyżeczki
sos sojowy lub maggi- ok 2 łyżeczki
imbir mielony- ok.1 łyżeczki, do półtorej
vegeta- 1 łyżeczka
sok cytrynowy- z 4-5 cytryn soczystych lub więcej, jeśli trzeba
sól i trochę pieprzu, jeśli trzeba.
Gotować do miękkości (aż zaczną się rozpadać), odparowując wodę.
Wtedy na skrzydełkach powstaje lekka glazura a i one nabierają specyficznego, niepowtarzalnego smaku.
Ten sos można zrobić bez skrzydełek, dodając rosół w kostakach. Do drobiu jak znalazł.
W wersji oryginalnej dodaje się kilka ząbków czosnku.
Uwielbiam tak zrobione skrzydełka, na zimno.
( Pieczony drób z owocami , zawiera je również w środku, pod koniec pieczenia trzeba te owoce ze środka wyjąć i dopiec obok pieczeni właściwej. Są lepsze).
Sosy do drobiu , jak i do innych mięs, można robić ze wszystkiegoi i z każdych kwaśnych owoców.Trzeba przesmażyć owoce na patelni, wymieszać mąkę ziemniaczaną z zimną wodą i włożyć do tego wystudzone, przysmażone owoce. Zagotować mieszając. Sól i pieprz na koniec (mogą być też inne przyprawy).

Npisane ok godziny 12.06 19.05.2010r.

Znowu to samo! ***

Powódź w 1997 roku dała nam do wiwatu. Niestety, niczego nie nauczyła.W czasach PRL były tzw. "służby przeciwpowodziowe", czy jak tam. W każdym razie ktoś tego pilnował . Po zmianie ustroju zanikły, zostały rozwiązane? Zabrakło pieniędzy w kasie państwa, zabrakło pieniędzy w gminach, na utrzymywanie takowych. Nikt się tym nie zajmuje. Dużo wtedy o tym mówiono, ale nic prawie nie zrobiono. Był kiedyś krótki filmik o mężczyźnie, starszym już panu, który po utracie pracy ciągle chodził po wałach nadrzecznych i pilnował ich stanu. Tacy ludzie to skarb bezcenny. Znali rzekę, znali wały przeciwpowodziowe i ich newralgiczne punkty. Dlaczego nie wrócono do takich służb?
Po powodzi w 1997 roku obiecywano budowę wałów, naprawy, konserwacje. Jak widać nic z tego nie wyszło. Budowa zbiorników retencyjnych w tak małej ilości niczego nie zmienia.
Ogólnopolski plan przeciwpowodziowy musi powstać, za nim pójdą pieniądze konieczne na wykonanie potrzebnych prac, na budowę zabezpieczeń. I musi, moim zdaniem, powstać ponownie służba hydrologiczna czy wodna, (niechby nawet marsjańska), pilnująca wałów przeciwpowodziowych. I to nie gminnna, ale ogólnopolska. Uniezależniona od finansów gminnych. Woda ma to do siebie, ze rozlewa się tam gdzie może a nie tam gdzie kończy się granica gminy.

I następna sprawa. Wiele się o tym mówi, ale ludzie jak głuptasy, osiedlają się na terenach zalewowych i nisko położonych. Dlaczego wydaje się zgody na budowanie na takich terenach? Czy myślenie w Polsce nie jest już w modzie? Zdrowy rozsądek przegrywa z głupotą!

Środa, 19.05.2010r. godz.9.48

piątek, 14 maja 2010

"To tylko dla Was"!

Książki kucharskie istniały od dawna. Jedna z nich przetrwała kataklizmy wojenne i ciągle jest w mojej rodzinie. A jeden z przepisów(już nie pamiętam czego dotyczy) zaczyna się słowami:"Ubić wołu". Genialne i zabawne zarazem. W dawnych książkach kucharskich o czosnku , jako o przyprawie do potraw, właściwie nie ma żadnej wzmianki. Przypuszczam, że "moda" na czosnek weszła wraz z postępem cywilizacji. Łatwość w przemierzaniu tysięcy kilometrów (samoloty), przenikanie się kultur i cywilizacji. Nie wiem co jeszcze. Teraz czekam na takie dodatki do czekolady i lodów!!! (Pewnie już są).
Chcę zaznaczyć, że czosnek można dodać zawsze. Usunąć się go nie da. Uczulenie jakieś mam na czosnek a może to tylko bardzo wyczulony węch? Chociaż, przyznać muszę, wiele potraw zyskuje na tym dodatku. Nie dla mnie , niestety.

Przepis na sos do sałatek.

Dodaje się ten sos w niewielkich ilościach praktycznie do wszystkiego. Zaostrza smak , podnosi walory smakowe wielu potraw. To jest sos a' la winegret, ale ostrzejszy.
Składniki:
1 szkl. oliwy ( ja daję olej rzepakowy, bo w lodówce się nie ścina jak oliwa i jest "antycholesterolowy".
1/2 szklanki octu 5%
1 łyżka maggi lub sosu sojowego
1 łyżka cukru
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka mielonego pieprzu
1 łyżeczka mielonej gorczycy
1 łyżeczka mielonej bazylii
1 łyżeczka mielonego oregano lub tymianku
2 łyżki soku z cytryny.

Można mielić zioła lub nie. Ale jak dodać pieprz w całych ziarenkach? Mielę zatem zioła razem i dodaję w postaci zmielonej.
Ponieważ jestem chimeryczna to ziół dodaję nieco więcej.

Można sos dodawać do sałaty tuż przed podaniem (inaczej zdechnie sałata), do pomidorów, do ogórków świeżych. Można do kiszonej kapusty i do majonezu i do śmietany. Wszystko w bardzo umiarkowanych ilościach, z wyczuciem. Dodawałam go do tak wielu potraw, że nawet Wam nie przytoczę do ilu. Zjadliwy jest zawsze, no prawie. Do mleka "nie wejdzie".
Udało się?

P.S. Jest piątek. godzina 08:07 rano.

czwartek, 13 maja 2010

"Szpinak" (Takie tam).

Od "zarania dziejów", mój chłop nie jadł szpinaku. Jak każde dziecko , tak i on, go nie lubił. Dopóki mieszkaliśmy razem z teściami, kaprysy mojego męża były wyrocznią dla jego mamy. Od przeprowadzki wszystko się zmieniło. Zaczął "z wielką nieśmiałością" go jeść i je do dziś.Mam wrażenie, że ten cholerny szpinak polubił. Sądzę. że może mama mu go "nie tak" przyprawiała.
A ja robię go(szpinak) tak: kupuję zamrożony, do rozgrzanego dodaję : sól, pieprz, odrobinę cukru i na koniec, kilka kropel cytryny, dla zrównoważenia słodyczy cukru. Wcina jak maszyna. Polubił.
Panienki , jeśli chcecie , mogę Wam podać różne przepisy kulinarne. Moje przepisy. Bo te z książek, to każdy może mieć.
Adieu

poniedziałek, 10 maja 2010

"Żółw"

Wygramolił się z jakiejś "kałuży" na sawannie, żółw. Wysunął ostrożnie łebek, wciągnął powietrze. Poczuł nagły powiew wiatru. Szybko schował łapki i łebek. Zdrętwiał ze strachu i zaszeptał do siebie cichutko: "cholera, znowu wlazłem w stado słoni".
Są ludzie podobni do tego żółwia, boją się na wszelki wypadek. Sami nie wiedzą czego mają się bać, ludzi, , samochodów, piorunów, powodzi? Ale się boją. Wszystkiego. Nie pospacerują latem w czasie deszczu, bo pewnie się zaziębią, nie mówiąc o zmoknięciu. Profilaktycznie łykają przeróżne pastylki "na wszelki wypadek". Nie spróbują niczego nowego jeść, robić zobaczyć, bo to szkodzi lub jest niebiezpieczne. Ilu jest takich "żółwi" wśród nas? Zaręczam Wam, bardzo wielu. Ostrożnych na zapas.
P.S.
Uwielbiam spacery w czasie deszczu.

Poniedziałek , 17.05.2010 r. godz.21.02

"Pocieszenie

Jak się pociesza kobieta w sytuacji depresjogennej, trudnej, czy kryzysowej? Robi zakupy!!! Im droższe, tym ulga większa. Nie da się ukryć, że polskie sklepy na takich kobietach zarabiają najwięcej. I nie tylko polskie. Wszystkie zawsze i wszędzie. Tak mamy. Żyjemy w kraju, gdzie ma już tego dziwacznego , poprzedniego, ustroju.
Podobno jest świetnie, ale... . Kobieta , jak przed laty , wychowuje dzieci, pierze, prasuje, gotuje, sprząta. Jest lekarzem dla całej rodziny i psychologiem. Alfą i omegą. Wszystkim! Nie ma prawa zachorować, zapomnieć, nie móc czegoś... A może jej się nie chce, a może ją głowa boli? A może milion innych powodów uniemożliwia jej wykonywanie codziennych obowiązków? Jest tylko człowiekiem, ze szczególnym naciskiem na "tylko". Wykonuje te wszystkie "swoje obowiązki" z miłości do dzieci i do mężczyzny. Jak łatwo ją zranić, wie tylko ona sama. Krucha i słaba kobieta, nie "Horpyna".
A oto przykład. Znajomi pojechali na działkę, dostali również zaproszenie na rodzinną imprezkę. Traf chciał, że na "imprezce" mąż spotkał swoją "byłą" (obecnie panią w śrenim wieku, dobrze sytuowaną). Rozmawiał tylko z nią, zaniedbując żonę. "Była" chwaliła się swoimi dziećmi, on milczał. Opowiadała o swoim "pałacu", on milczał ( zapomniałam powiedzieć, że sam biedny nie jest). Sytuacja stawała się niezbyt dobra . Mąż zaniemiał, zapomniał no żonie i dzieciach.
Po powrocie do domu, żona zadała mu jedno pytanie:"Dlaczego nie powiedziałeś nic o osiągnięciach NASZYCH dzieci"? Dlaczego milczałeś? Mąż nic nie odpowiedział. Nastały "ciche dni".
Żona ma żal do męża. Poradziłam jej zrobienie zakupów .
Może mąż zrozumie swój błąd?
Żona da radę, jakoś sobie poradzi.
W podziękowaniu dla głównej pohaterki tego "spektaklu".
Dasz radę dziewczyno. Jakoś to będzie!

wtorek, 4 maja 2010

Droga. ***

Zdarzyła się tragedia. Narodowa tragedia. Straciła Polska, w jednej chwili ,wielu wartościowych ludzi. Bez względu na opcje polityczne.
Nieuchronne są zmiany, powinny nastąpić! Ale nie następują!!!!!!
Dlaczego Premier nic nie robi w tym względzie, polega na panu Klichu"? Mały człowiek do wielkich spraw? Żenująca bezmyślność! Uczciwy jest, ale stagnacja włącza swiatełko alarmowe. Zastój w tych sprawach, to smierć polityczna.
Obawiam się , że przez taką beztroskę, PO straci w mających się odbyć wyborach. Głosy rozsądku, nic tu nie pomogą, są niesłyszalne. Albo niesłuchane. PO przesra następną kadencję, jak nikt do tej pory.TO BĘDZIE KLĘSKA NA WIELKĄ SKALĘ!!! Gratuluję bezmyślności.
No i AMEN
Tytuł jedynie ma zaakcentować jaką drogą PO ma iść. Niestety , nie idzie! Howgh!
To już wolę być indianinem!

poniedziałek, 3 maja 2010

Hymn na cześć?

Kuźniar , to ma klawe życie
i gazetki se ogląda.
Hej, nie uwierzycie
Jak ta praca ma wyglądać.

Świtem bierze się do prasy,
taka jego rola trudna.
Hej, nie da się prównać,
jak ominąć wszystkie..... problemy z segregowaniem ważnych informacji.

To moja odpowiedź na zarzuty lub infantylne podejście do pracy ludzi w tvn24.
Za zdrowie dam!