Następnego dnia ranek nas zaskoczył. Miłosierny wiatr przywiał w naszą stronę balony. Było na co popatrzeć:)
Mgiełka w powietrzu. Zjawisko powszechnie wszystkim znane , tam z racji ukształtowania terenu i jego położenia często widoczne. Malownicze bardzo. W mieście, w zasadzie nie do zobaczenia.
Zdjęcie zrobione pod słońce, w dużym powiększeniu.
Ten był wyjątkowo blisko. Reszta widoku na zdjęciu powyżej tego balonu.
Było dość chłodno i latanie balonem raczej nie wychodziło.
W końcu skończyło się klęską. Jeden wylądował przy hotelu i sklęsł;)
W drodze. Mijamy rankiem to, czego nie widzieliśmy jadąc wieczorem do Kapadocji. Kompleks budynków, który bardzo mi się spodobał, w stylu przypominającym kapadockie "kominy".
Droga była długa i raczej monotonna, wszędzie płasko i brązowo. Zmierzamy do Konyi i gór Taurus, czyli na południe.
Za oknami zamglone, nierealne prawie wzgórza Kapadocji. Widoki bajeczne!
To było widoczne za autokarem. Niestety, napis na tylnej szybie nie chciał się przesunąć.
Sama się zastanawiam JAK udało mi się wykadrować to zdjęcie? Siedziałam po przeciwnej stronie autokaru. Ale się udało!
Widoczne z bardzo daleka wysokie szczyty jakichś gór, właściwie jest tam na pewno kolejny wulkan. Nie podejmuję się określić jego nazwy. Jedynie powiększenie i dość płaski , pusty teren, umożliwia mi pokazanie Wam tego zdjęcia.
Te zdjęcia przypominają mi japońskie pejzaże. Powiększajcie zdjęcia! Te góry były po przeciwnej stronie niż "moje" okno. Nagimnastykowałam się.
Ten sam wulkan.
Tak to widziałam.Pa:)