Zmęczeni podróżą z Polski do Antalyi, po trzygodzinnym zaledwie śnie, całodniowej podróży ze zwiedzaniem Mauzoleum Mevlany w Konyi, dotarliśmy wieczorem do Avanos (hotel pokazałam w poście z 9.01.2013r.). Mieliśmy już dość. Sen nieco dodał nam sił i ciekawość zwyciężyła. Raniutko, przed śniadaniem, poszliśmy na rekonesans. Bo jak to się mówi: nie można gdzieś być i nie wiedzieć gdzie się jest ;) Musieliśmy się dowiedzieć GDZIE jesteśmy.
Widok z okna spowodował dziwne piknięcie w sercu. Wiedziałam, że jestem nareszcie tam, gdzie od lat chciałam być, w Kapadocji.
Ta góra była otwartą książką z której można było wyczytać historię Kapadocji. Trzy wulkany znajdujące się na tym obszarze, 60 milionów lat temu, zaczęły wypluwać wszystko to, co chciało się z nich wydostać. Na przestrzeni czasu, skład popiołów wulkanicznych nieco się zmieniał. Świadczą o tym różnokolorowe warstwy skał. Przez 60 milionów lat, wulkany były kilkukrotnie aktywne. Podobno jeden jest wygasły, jeden uśpiony , prawdy nie zna nikt. Pamiętajcie o powiększaniu zdjęć!
Już tego ranka zobaczyłam balony lecące nad Kapadocją. Mogę powiedzieć, że byliśmy w jej sercu.
Na lot balonem zdecydowało się kilka osób z naszej wycieczki. Był koniec listopada, zmarzli na kość.
Widoki jednak były wspaniałe. Nawet z poziomu ziemi.
Tę skałę miałam przed oknem. Wystarczająco daleko, żeby nie przeszkadzała, sądząc po śladach systematycznie ją "krojono" na mniejsze kawałki i wykorzystywano je jako budulec.
Postanowiliśmy obejść teren poza hotelem naokoło. Wziąwszy pod uwagę, że teren hotelu to nie tylko budynek hotelowy, spacerek nie był krótki.
Natknęliśmy się za hotelem na rzekę okresową, aktualnie bez wody (widać jej koryto i brzegi w dolnej części zdjęcia). W jej korycie można było znaleźć wszystko, głównie różnego rodzaju odpady. Leżało tam całe , wymienione wcześniej na nowe, wyposażenie łazienek hotelowych z pięknego, prążkowanego marmuru. Tych skorup nie sfotografowałam.
Jeszcze koryto rzeki.
Góry czy też wzgórza. Przed nimi leży Avanos.
Idziemy wzdłuż rzeki.
Jedziemy do Avanos. Widok z autokaru.
Avanos. Przepływa przez nie rzeka, też kapryśna. Jeszcze tydzień wcześniej mogły nią pływać statki a teraz... woda do pół łydki.
Stare i nowe. Wszystko ze sobą przemieszane.
Miejscowe kaczki. Brzegi rzeki są całe "obsadzone" kaczkami. Takie same milusińskie jak w Polsce.
Most wiszący, którym przyszło nam przejść na drugą stronę rzeki.
Meczet na drugim brzegu rzeki. Musiałam się wychylić przez "barierkę" , no musiałam;))) Przy każdym kroku most dziwnie "podskakiwał". W każdym razie nie wisiał spokojnie.
W jedną stronę. Hotel jest na obrzeżach miasta. Widocznym mostem w lewo.
Po prawej stronie mostu wiszącego.
Jest to jakby przedstawienie tego, czym zajmują się mieszkańcy. Wytwarzanie ceramiki i tkanie dywanów.
Jeszcze rzeka. Teraz już jedziemy zwiedzać starą Kapadocję.
Ta góra jest zewsząd widoczna.
Pa:)