Sądzę, że zaskoczył prawie wszystkich. Mnie niekoniecznie, bo już od połowy tej wyprawy przewidywałam co będzie. Na razie płynęliśmy spokojnie śpiewając szanty z młodym chłopakiem grającym na gitarze.
To jedna z nich.
Chmury przybierały przedziwne kształty.
Pewien napaleniec wyzywał statek do wyścigu , pływając koło niego raz w jedną,
a raz w druga stronę, jakby się popisywał.
Meteorologiem nie jestem, ale obserwuję chmury prawie całe życie, z zamiłowania obserwuję, i wyciągam wnioski.
Chmury na niebie szybko się zmieniały. Pamiętacie, że niebo w pierwszej połowie wycieczki wyglądało zupełnie inaczej? Teraz zaczynały pojawiać się zupełnie inne chmury.
Moją uwagę zwróciła ta chmura. Niby nic, ale...
Jeszcze turyści pływali beztrosko po jeziorze Białym.
Klonownica nie szczędziła nam swej urody.
Chmura zmieniała się. Może był to wynik pory dnia i zachodzącego słońca, a może
zupełnie czegoś innego bo zaczęła powoli zmieniać się w coś
podobnego do kalafiora.
Dopływaliśmy do Augustowa.
Ptaki już wiedziały i zarządziły ewakuację.
Widoki chmur i wody je odbijającej, były rewelacyjne kolorystycznie :)
Zdjęcie wygląda jak zrobione ze sto lat temu. Został środek zdjęcia a boki gdzieś się rozmyły. Teraz kończę ten post. Wszystkiego umieścić w nim nie dam rady.
W następnym pokażę "ukoronowanie" tego dnia.
Pa:)