Tak były żłobkowane płyty chodnikowe. Zważywszy, że były z marmuru i w
czasie deszczu robiły się śliskie, żłobkowania ratowały przed
poślizgiem.
Drogowskaz do domu publicznego.
Dom publiczny. Podobno.
Łaźnia.
Wejście do czegoś. Dziwne, że się jeszcze trzyma.
Scena amfiteatru.
Amfiteatr jest wielki. W Efezie widziałam dwa.
Zwiedzaliśmy, oczywiście , ruiny amfiteatru. W celu sprawdzenia
słyszalności głosu w amfiteatrze, należało zaśpiewać. No to zaśpiewali, stokrotkę polną co to w szumiącym lesie...
, "Gdy strumyk płynie z wolna..." . Niosło świetnie , a na koniec
dostali brawa od grupy niemieckiej. O dziwo, zaśpiewali wyjątkowo równo.
Niemców niełatwo zaskoczyć:)
Widok na zrujnowane fragmenty miasta.
Podstawa pomnika, którego już nie ma.
Miasto jest przeogromne. Jego przeważająca część jest zasypana, pod ziemią. Jak odkopią całość, będzie na co popatrzeć. Obawiam się, że nie za naszego życia. Szkoda.
Zwiedzaliśmy, oczywiście , ruiny. To resztki jakiejś ulicy.
Wróciliśmy do hotelu zmęczeni , ale szczęśliwi. Po drodze mijaliśmy Twierdzę wybudowaną na wzgórzu przez krzyżowców w XII wieku.
Foyer Hotelu "Surmeli".
Następnego dnia pojedziemy do starego meczetu i dalej, do Pamukkale.
Pa:)