Wygramolił się z jakiejś "kałuży" na sawannie, żółw. Wysunął ostrożnie łebek, wciągnął powietrze. Poczuł nagły powiew wiatru. Szybko schował łapki i łebek. Zdrętwiał ze strachu i zaszeptał do siebie cichutko: "cholera, znowu wlazłem w stado słoni".
Są ludzie podobni do tego żółwia, boją się na wszelki wypadek. Sami nie wiedzą czego mają się bać, ludzi, , samochodów, piorunów, powodzi? Ale się boją. Wszystkiego. Nie pospacerują latem w czasie deszczu, bo pewnie się zaziębią, nie mówiąc o zmoknięciu. Profilaktycznie łykają przeróżne pastylki "na wszelki wypadek". Nie spróbują niczego nowego jeść, robić zobaczyć, bo to szkodzi lub jest niebiezpieczne. Ilu jest takich "żółwi" wśród nas? Zaręczam Wam, bardzo wielu. Ostrożnych na zapas.
P.S.
Uwielbiam spacery w czasie deszczu.
Poniedziałek , 17.05.2010 r. godz.21.02
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz