Nikt by się tego nie spodziewał, bo i skąd. Wczoraj wreszcie prezes wyartykułował o co w tym wszystkim, tak na prawdę, chodzi. A otóż on chce zostać królem Polski. Nie do wiary, prawda? Powiedział coś takiego: Mnie się prezydentura należy po poległym bracie. Nie podobają mi się dwa słowa przez niego użyte "należy" i "poległym". Nic nikomu się nie należy, bo mamy demokrację a nie państwo dynastyczne. A czy jego brat "poległ" czy zginął w katastrofie lotniczej, to wyjaśnia prokuratura. Pan prezes chce być Bogiem lub jedynym sprawiedliwym. Ani jednym, ani drugim nie jest. Od samego "chciejstwa" jeszcze nic nikomu nie przybyło. I jeszcze pomnika dla brata chce i tablic pamiątkowych i pozostawienia krzyża przed pałacem prezydenckim. Dużo chce, a raczej wszystko. Minimalistą to on nie jest. Czuje się silny, bo za sobą ma Rydzyka i cały elektorat. Mam jednak nadzieję, że elektorat przejrzy na oczy, a Rydzyk po zdiagnozowaniu prezesa, przestanie go wspierać. Chociaż "wariat wariatowi oka nie wykole". Miejmy nadzieję, że do powstania dynastii nie dojdzie, a nam pobyt prezesa w sejmie, odbije się tylko czkawką i będzie nauczką na przyszłość. Nie głosować na nawiedzonych i wariatów.
Mam nadzieję, że jednak jakoś to będzie. A nawet lepiej niż jakoś.
P.S. Prezes zachowuje się jak rozzłoszczone bobo, któremu odmówiono ulubionej zabawki.
Ciekawe , czy "ten maszyn" pokazuje godzinę wpisu?
OdpowiedzUsuń